Włączamy telewizję –
Ełk, przeglądamy wiadomości w internecie – Ełk. Cała Polska od
kilku dni żyje tym, co wydarzyło się w sylwestrową noc w tym
mazurskim mieście. Codziennie ktoś umiera, codziennie ktoś kogoś
zabija, ale jeśli stroną pokrzywdzoną jest ''ktoś nasz'', a
oprawcą ''ktoś inny'' to budzi to od razu wielkie obruszenie.
Oczywiste jest również to, że w takiej sytuacji nie patrzymy na
to, jakie były okoliczności. Niestety.
Oczywiście
nie zamierzam bronić oskarżonego, gdyż odebranie komuś życia
jest prawnie i moralnie zabronione oraz nieakceptowalne – od tego
należy zacząć mój tekst. Próbuję natomiast postawić się w
sytuacji tego człowieka, gdyż w tej sprawie okoliczności mają
naprawdę ogromne znaczenie. W takim razie wyobraźmy sobie, że
uciekamy ze swojej Ojczyzny, gdyż zmusza nas do tego niespokojna
sytuacja i zagrożenie życia. Lądujemy w spokojnym kraju Europy
środkowej, gdzie panuje pokój i w końcu możemy żyć spokojnie.
Zabieramy się za ciężką pracę zamiast wyciągać rękę po
różnego typu zasiłki. Uczciwie pracujemy, płacimy podatki na
rzecz państwa oraz dostarczamy ludziom szybkie i smaczne posiłki.
Mimo to oni wciąż nas zaczepiają i nazywają ''ciapatymi''. Nawet
w autobusie czy na spacerze w parku patrzą się na nas jakby
wyczekując, kiedy wyciągniemy AK 44 lub detonator. Jak byśmy się
czuli w takiej sytuacji? Domniemam, że źle. Na domiar złego w
sylwestrową noc, gdy pracujemy zamiast się bawić, przychodzą
''lokalni bohaterowie'' i robią tzw. ''trzodę''. Ubliżają,
wrzucają petardy i na zwieńczenie swego żałosnego teatrzyku,
jeden z nich przywłaszcza mienie naszego lokalu. Jak reagujemy?
Każdy ma granice. My też.
Można
mówić o tym, że to tylko dwie butelki napoju, czyli nic wielkiego.
Jednak gdyby każdy wchodził sobie do lokalu i bezkarnie zabierał
choćby butelkę, to właściciele musieliby serwować klientom do
picia wyłącznie olej z frytkownicy. Ewentualnie wodę z kranu, choć
sprytny potrafiłby ukraść i ją. Napoje te nie znalazły się
przecież w lokalu znikąd, a właściciel musiał na nie zapracować.
Jednak dla świętujących sylwestra ''patriotów'' ważniejszy od
tego był odcień skóry oraz pochodzenie pracowników. Jeden z
klientów, który feralnego wieczora był w ''Prince Kebab'' opisał
na swoim profilu społecznościowym zachowanie klientów wobec
sympatycznej obsługi, na kilka godzin przed tragedią. Teksty
''Dawaj k**wo to jedzenie, tylko nie pluj, bo ci tym mordę
wysmaruję'' lub ''Ciapaku na kolana i pana'' zdecydowanie nie
działają dobrze na atmosferę pracy oraz samopoczucie słuchającego.
Prawdopodobnie to wszystko skumulowało się, gdy agresywni
biesiadnicy prócz ataków słownych naruszyli mienie lokalu.
Skończyło się to tragedią.
Rzeczą
jasną jest to, że w żadnym wypadku nie można posuwać się do
zabójstwa i oskarżony powinien zostać ukarany za swój niezgodny z
prawem czyn. Jednak warto spojrzeć na całą sprawę z innego punktu
widzenia i wyciągnąć z tej sytuacji wnioski. Sylwestrowa noc w
Ełku zobrazowała nam, jak poważny mamy problem z ksenofobią i
rasizmem. Obecnie trwa lament nad zamordowanym, którego niektórzy
traktują wręcz jako bohatera narodowego, a tak naprawdę był
zwykłym kryminalistą. Nie jest to moja subiektywna opinia, lecz
fakt z jego akt, w których figurują groźby i rozboje.
Prawdopodobnie dołączyłoby do nich przywłaszczenie mienia, lecz
brawura Daniela R. doprowadziła do tego, że dziś wylądował dwa
metry pod ziemią. Z własnej niewymuszonej winy. Niech jego przykład
będzie lekcją dla tych, którzy patriotyzm wyznaczają pięściami
i nienawiścią do ''innych''. Prawdziwi patrioci powinni zachowywać
się tak, by przybyszom było w naszym kraju dobrze i by mieli jak
najlepsze zdanie o jego mieszkańcach. Sytuacja ta pewnie niestety
tylko pogłębi zły stosunek wobec ''innych'', ale mam nadzieję, że
chociaż niektórych uświadomi, że nienawiść w każdej postaci
prowadzi do tragedii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz