sobota, 4 kwietnia 2020

Mój tydzień w Stambule




W związku z tym, że jako ludzkość mamy obecnie „szlaban” na podróżowanie, to jeszcze przyjemniej wraca się myślami do wcześniejszych wypraw. W tym miesiącu mija pięć lat od wymiany międzynarodowej w Stambule, w której miałem przyjemność wziąć udział, więc postanowiłem odświeżyć moją relację, napisaną od razu po powrocie z Turcji. Mam nadzieję, że zachęcę Was do tego, by po tym jak świat wróci do normy, pomyśleć o Stambule jako o potencjalnym kierunku przyszłych podróży.

Relacja ta w pierwotnej wersji została napisana w 2015 roku, więc w tym czasie mogło się w Stambule dużo zmienić.


Pierwszą różnicą jaką można odczuć przybywając do Stambułu jest z pewnością klimat, gdyż przecież miasto to znajduje się w strefie klimatu podzwrotnikowego. Zmianę klimatu dało odczuć się już po wylądowaniu na lotnisku Sabiha-Gokcen, w azjatyckiej części miasta. Żar z nieba i wysoka wilgotność nie były zbyt komfortowymi warunkami, ale na pewno przyjemniejszymi niż niedzielny deszcz, który totalnie zaskoczył przybyszów z centralnej Europy. Pogoda była tak zmienna, że jednego dnia najpierw obficie padał deszcz, a później rozpieszczało nas słońce podczas rejsu wodami Bosforu.


Deszczowa niedziela na jednej z klimatycznych uliczek

Większą różnicą niż klimat i w sumie najbardziej widoczną w codziennym życiu jest kultura. Oczywiście Turcja jest oficjalnie państwem świeckim ale każdy dobrze wie o tym, że praktycznie jest to jednak państwo islamskie. Oczywiście od razu w oczy rzuciły się meczety, które wydawały się być wszędzie, a ich minarety dumnie wyrastały ponad budynki mieszkalne. Łącznie w Stambule znajduje się ponad dwa i pół tysiąca czynnych meczetów. Już pierwszej nocy ta imponująca liczba dała mi się we znaki, ponieważ o piątej nad ranem obudziłem się przez „śpiew meczetów” zlokalizowanych w pobliżu domu. Echo nawoływania do modlitwy, niosącego się z głośników było tak głośne, że brzmiało, jakby ktoś śpiewał w moim pokoju. Oryginalny budzik, ale trzeba było się przyzwyczaić, bo ''śpiewające meczety'' towarzyszyły mi przez cały tydzień i pięć razy na dobę nawoływały do wspólnej modlitwy.

Błękitny Meczet - jeden z najpiękniejszych meczetów na świecie

Niecodziennym widokiem były również muzułmańskie kobiety, których zdecydowanie większa część miała na głowie chusty, a u niektórych widoczne były jedynie piękne, brązowe oczy. Z kobietami jak z meczetami, trzeba było się przyzwyczaić i po jakiś dwóch dniach ten widok był dla mnie po prostu normalny. Natomiast nie mogłem zrozumieć czegoś innego związanego z płcią. Już podczas pierwszej kolacji kobiety nie zasiadły z nami przy jednym stole, ale jedynie przygotowywały jedzenie, podawały do stołu i dolewały herbatę. Pierwszy posiłek przy jednym stole z kobietami w islamskim domu zjadłem dopiero w środę, kiedy to odwiedziliśmy młode kuzynki mojego hosta.

Mimo, że było widać dużą różnicę obyczajową w tureckim domu, to żyło mi się tam dobrze. Dlaczego? A dlatego, że muzułmanie to bardzo gościnni i mili ludzie. Każdego dnia spotykałem się z wielką troską z ich strony i już teraz wiem, że te wszystkie negatywne opinie o wyznawcach islamu to totalna bzdura. Przed wyjazdem słyszałem, że lepiej nie poruszać u nich tematu religii, ale okazało się to nieprawdą. Podczas jednego z obiadów odbyła się kulturalna i pełna szacunku rozmowa o religiach i różnicach między Chrześcijaństwem a Islamem. Muzułmańską gościnność można poczuć również podczas posiłków. Nie dość, że gotują smacznie, to jeszcze bardzo syto i nie było dnia, w którym się nie najadłem. Do gustu przypadła mi turecka herbata, podawana w intrygujących, małych szklaneczkach. Bardzo dobra była również turecka kawa, która jest bardzo mocna, ale z mlekiem smakuje wyśmienicie. Turecka kuchnia ogólnie różni się bardzo od polskiej, wiele dań jadłem po raz pierwszy, ale wszystko jest jak najbardziej zjadliwe i generalnie smaczne. Właśnie podczas tej podróży pierwszy raz zjadłem prawdziwego kebaba, który ani trochę nie przypomina tych serwowanych w Europie.

W Stambule bardzo spodobało mi się manifestowanie swojej narodowości przez ludność turecką. Tysiące flag zwisało na fasadach budynków lub powiewało na masztach. W wielu miejscach można było zobaczyć również wielkie wizerunki ojca Republiki Tureckiej, czyli Mustafy Kemala Ataturka, który dumnie kierował wzrok ku niebu. Trochę trąciło komunizmem, ale z całą pewnością ten wielki człowiek zasługuję na szczególną pamięć, bo to w końcu dzięki niemu Turcy mają swoje państwo. Akurat złożyło się tak, że 23 Nisan (czyli kwiecień) to tureckie święto niepodległości. W tym dniu byłem świadkiem uroczystości na wyspach Adalar, gdzie mogłem posłuchać patriotycznego śpiewu męskiego chóru.

Mustafa Kemal Ataturk - ojciec narodu tureckiego

Stambuł to ogromna metropolia i poruszanie się po nim nie było łatwym zadaniem. Mieszkałem w dzielnicy Okmeydani, więc do szkoły położonej w Sariyer czekała mnie długa podróż z przesiadką. Najpierw krótki spacer na przystanek metrobusa. Nawiasem mówiąc metrobusy to bardzo wygodne rozwiązanie, bo łatwo dostać się do głównych stacji metra. Jedynym problemem był ścisk, bo taki metrobus przewoził około dwieście osób, więc niemal za każdym razem czekało na mnie mimowolne przytulanie. Po wyjściu z metrobusa wchodziło się do podziemia, gdzie obok przewijały się tysiące ludzi. Mimo to, metro było bardzo wygodnym i co ważniejsze szybkim środkiem transportu. Infrastruktura w Stambule jest tak dobrze zorganizowana i zaplanowana, że nie miałbym żadnego problemu z dotarciem do szkoły samemu.

Jedna ze stacji metra, dokładnie przy placu Taksim

Sama szkoła bardzo mnie zaskoczyła. Mustafa Kemal Anadol Ogretmen Lisesi to szkoła prywatna, ale wizualnie odstawała znacznie od polskich szkół. Mimo, że w każdej klasie była nowoczesna tablica multimedialna, to nie pasowała ona do ławek z zeszłego wieku i dość obskurnego wyglądu sali. Do gustu bardzo przypadła mi lekcja wychowania fizycznego, ponieważ ciekawie wyglądała gimnastyka na świeżym powietrzu oraz gry zespołowe na małych boiskach. Bardzo rozbawił mnie dzwonek, który nie był klasycznym dźwiękiem znanym w wielu krajach, tylko po prostu orientalną, kilkusekundową muzyczką. Szkoła ta miała po prostu swój indywidualny klimat, który dało się odczuć uczęszczając tam przez pięć dni.

Typowa turecka klasa

Podsumowując mogę zapewnić, że mimo znacznych różnic i szoku kulturowego, był to niesamowity tydzień. Podróże kształcą i dają inne spojrzenie na świat. Dzięki tej wizycie mam inne podejście do muzułmanów, którzy są naprawdę wspaniałymi ludźmi a zła opinia to tylko stereotypy rozpowszechnione przez zachodni świat. Spotkałem się z bardzo ciepłym przyjęciem przez całą rodzinę (a poznałem około trzydziestu jej członków) i z wielką troską z ich strony. Stambuł to piękne miejsce, które mimo tłoku i szybkiego życia jest niesamowitym miastem. Miastem, które łączy tradycyjność z nowoczesnością, co daje mu wyjątkowy charakter. Wizyta w Stambule była niesamowitą przygodą i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócę.

A na koniec jeszcze więcej zdjęć...

Na ulicy można zakupić smaczne jedzonko

Widoczki podczas drogi do szkoły

Zabawy na świeżym powietrzu podczas przerwy

Cieśnina Bosfor dzieląca Europę i Azję

Taki rodzaj sztuki ulicznej to mi się podoba!

Coś po arabsku ;)

Piękne zdobienia jednego z meczetów

Hagia Sophia - jeden z symboli Stambułu

Jedna z najsłynniejszych ikon w Hagia Sophia

Połączenie chrześcijańskiej kultury dawnego Konstantynopola z islamską kulturą Stambułu

Pałac Dolmabahçe - centrum administracyjne Imperium Osmańskiego

Jeden z mostów łączących Europę i Azję

Kwietniowy festiwal tulipanów

Widok na Stambuł z pobliskiej wyspy

Zachód słońca podczas rejsu po Cieśninie Bosfor - jeden z najpiękniejszych widoków, jakie kiedykolwiek widziałem

wtorek, 31 marca 2020

Wirus uczy nas człowieczeństwa


Wuhan New Coronavirus is not SARS Virus | Media Information:… | Flickr

Nieważne są życiowe sukcesy, nieważna jest pozycja społeczna czy stan konta. Wirus nie wybiera kogo zaatakuje. Każdy z nas może być zakażony, każdy z nas może ciężko przechodzić COVID-19, dla każdego z nas może zabraknąć miejsca w szpitalu, dla każdego z nas może zabraknąć respiratora. Przechodzimy teraz bardzo ważną lekcję jako społeczeństwo i mam nadzieję, że wyniesiemy z niej jak najwięcej.

Nie liczy się to kim jesteś

Jednym z pozytywnych pozostałości po pandemii (o ile można w ogóle o takich mówić), będzie bez wątpienia pewna lekcja człowieczeństwa, którą właśnie odbywamy. Sytuacja ta pokazuje nam, że w obliczu prawdziwych zagrożeń wszyscy jesteśmy sobie równi. Wszyscy po prostu jesteśmy ludźmi. Oczywiście osoby starsze i dotknięte przez inne schorzenia przechodzą chorobę COVID-19 najgorzej, ale każdy z nas może być nosicielem patogenu SARS-Cov-2. Przed zarażeniem nie uodporni nas kolor skóry, płeć, orientacja seksualna, poglądy polityczne, i podobne różnice, dla których do niedawna potrafiliśmy się niemal pozabijać. Wirus nie zajrzy do naszych portfeli (choć podobno lubi banknoty), nie sprawdzi stanu naszego konta (choć wielu ludziom namiesza w finansach) czy nie będzie miał na uwadze tego, czym się w życiu zajmujemy (choć niektóre branże ucierpią przez niego wyjątkowo mocno). Wirusem zarażeni są politycy najwyższego szczebla, właściciele klubów sportowych, znani piłkarze i inni celebryci. SARS-Cov-2 „nie patrzy na nas” przez to kim jesteśmy, ten patogen widzi w nas po prostu ludzi. Takich jakich my sami powinniśmy widzieć, równych sobie. To bardzo cenna lekcja, podczas której nie można zgłosić nieprzygotowania.

Każdy może zostać bohaterem

Kolejną lekcją, którą jako społeczeństwo przechodzimy obecnie w przyśpieszonym trybie jest temat „jak zostać bohaterem?”. Oczywiście bohaterami są wszyscy pracownicy służby zdrowia, którzy obecnie walczą na pierwszej linii frontu, ale bohaterem może zostać także każdy zwykły obywatel. Jak? Wystarczy, że będziemy się pilnować i zostaniemy w społecznej kwarantannie. Oczywiście ubolewam nad tymi wszystkimi, którzy muszą codziennie w strachu jeździć do pracy (moi najbliżsi muszą właśnie tak dostawać się do pracy, bo nie mogą pracować zdalnie), ale cała reszta, która ma to szczęście i przywilej możliwości kwarantanny, powinna grzecznie siedzieć w domowym zaciszu. Można powiedzieć, że wirus jest nam niestraszny (bo jesteśmy piękni, silni, młodzi bla bla bla) ale wirus ten może zabić starszą panią, na którą kaszlniesz w trakcie spaceru. Pierwszy raz nic nie robiąc możemy zrobić naprawdę wiele, gdyż dzięki takim działaniom w naszym kraju nie dojdzie (daj Boże) do sytuacji, że ktoś umrze, bo zabrakło dla niego respiratora. Pamiętajmy, że tym oczekującym w kolejce po oddech może być ktoś z naszej rodziny, przyjaciół czy ten miły pan listonosz, który ryzykuje teraz wiele by doręczyć Ci list.

Liczy się to, co z tego wyniesiemy

Pandemia w końcu się skończy i świat wróci do normy, lecz mam nadzieję, że my nie wrócimy do tego normalnego funkcjonowania tacy sami. Mam nadzieję, że dzięki tej sytuacji społeczeństwo zatrzyma się na chwilę, doceni wartość swojego życia oraz życia innego człowieka, który jest takim samym człowiekiem jak my i zasługuje na tyle samo szacunku. Nieważne co robi, jak wygląda, w co wierzy i co posiada. Wierzę, że za kilka miesięcy wejdziemy w nową dekadę z innym podejściem do spraw najistotniejszych, że ten czas ludzkiej solidarności nie skończy się wraz z końcem zagrożenia, ale da nowy początek całemu społeczeństwu. Społeczeństwu, które musi nauczyć się miłości do drugiego człowieka.

sobota, 28 marca 2020

Wersja demo antyszczepionkowego świata


Disease vaccine medicine № 18876

Pandemia wirusa SARS-Cov-2 i wywołana przez nią choroba COVID-19 są powodem fali strachu, która zalała już niemal cały świat. Gdy już będzie po wszystkim, to na szczęście odpływ tej fali obnaży zrujnowane „zamki z piasku” w postaci pseudonaukowych teorii. Jednym z najbardziej szkodliwych dla społeczeństwa „producentów” takich teorii jest rozrastający się ruch antyszczepionkowy, który (mam nadzieję) otrzymuje właśnie lekcje pokory, gdyż na własne oczy może oglądać „wersję demo” świata bez szczepionek.

Nie ma szczepionki, więc nie ma problemu?
Obecnie można zauważyć, że chętnie wypowiadający się liderzy antyszczepionkowi nabrali wody w usta. Oczywiście poza ten schemat wyszedł znany „znachor”, który polecił swoim „pacjentom” wstrzykiwanie środka żrącego w żyłę, w celu uchronienia się przed wirusem. Na szczęście jego „terapia” spotkała się z błyskawicznym i zdecydowanym sprzeciwem, a bulwersujący filmik zniknął z sieci. Niestety takie działania nie uchronią jego wyznawców, którzy nadal plują na lekarzy i będą aplikować sobie „lewoskrętną witaminę C”, która właściwości lecznicze ma podobne do denaturatu. Pomijając „znachora” reszta liderów ruchów antyszczepionkowych nabrała wody w usta i mam nadzieję, że jest to spowodowane tym, że obecny kryzys czegoś ich w końcu uczy. Gorzej będzie jeśli okaże się, że wykorzystują ten czas, by przygotować się jeszcze lepiej na walkę ze szczepionką, nad którą pracują naukowcy. W końcu póki nie ma szczepionki, to tak naprawdę nie ma dla nich problemu. Ostatnio polska liderka tego ruchu ostrzegła swoich „wiernych” przed tym, że nie ma szans na szybkie stworzenie bezpiecznej szczepionki i powołała się na przekręcone słowa znanego amerykańskiego pediatry... który od lat walczy z podobnymi ruchami. Cóż – każdy orze jak może i sytuacja pokazuje nam, że w przypadku prawdziwego zagrożenia, ruchy antyszczepionkowe nie mają żadnych merytorycznych argumentów. Jednak ich „wyznawcy” coraz częściej wypowiadają się w komentarzach pod artykułami związanymi z wirusem i osiągają kolejne extremum absurdum. Ostatnio natknąłem się na komentarz „oświeconego człowieka”, który oznajmił ludziom, że obecna pandemia swój początek ma … w zamachu na World Trade Center, w 2001 roku. Facet ten wyjaśnił, że od tego czasu wirus był rozprowadzany z samolotów (chemtrails) i uruchomienie sieci 5G spowodowało jego „aktywację”. Po przeczytaniu tego komentarza byłem w takim szoku, że przez chwilę nie wiedziałem jak się nazywam. Niestety ci ludzie piszą takie rzeczy całkowicie na serio i wierzą w nie, gdyż ich mózgi są konsekwentnie pranie przez różne pseudomedyczne ruchy. Masakra.

Antymedycy” są w tej chwili większym zagrożeniem niż wirus
Wszyscy przeciwnicy medycyny, tworzący wszelakie teorie spiskowe są w tej chwili większym zagrożeniem niż wirus SARS-Cov-2 i mówię to w pełni świadomie. Dlaczego? Wyobraźmy sobie taką osobę, która wierzy w pseudoteorie i widzi w tej pandemii wielki spisek. Osoba ta nie będzie przejmowała się zagrożeniem i w konsekwencji tego nie będzie przestrzegała kwarantanny społecznej czy innych środków bezpieczeństwa. Osoba ta wyjdzie z domu i przypadkowo może zarazić się od osoby, która jest nosicielem SARS-Cov-2, ale jeszcze o tym nie wie. Osoba ta wróci zarażona do domu, w którym zarazi resztę członków gospodarstwa medycznego. O takich zarażeniach nawet się nie dowiemy, gdyż osoby te nie zgłoszą się po pomoc do tych „okropnych” lekarzy i wszelkie objawy będą leczyć za pomocą porad różnych szarlatanów. Osoby te to chodzące bomby biologiczne i nasze działania mogą nie przynieść skutków przez to, że w naszym społeczeństwie funkcjonują takie jednostki. Można powiedzieć, że osoba ta poniesie konsekwencje swojej głupoty czy nazwać to selekcją naturalną, ale musimy pamiętać o tym, że takie osoby pociągną za sobą kolejne niepotrzebne ofiary. Często w takich antyszczepionkowych rodzinach są osoby, które nie chcą w tym tkwić oraz niewinne dzieci, które są wystawiane na śmierć przez swoich własnych rodziców. Zatrważające.

Pandemia może mieć też pozytywne skutki
Jednak cała ta pandemia będzie niosła ze sobą także pozytywne skutki społeczne. Jednym z nich będzie na pewno wzrost zaufania i szacunku do służby zdrowia, której pracownicy obecnie ryzykują życie w walce z wirusem. Ci ludzie codziennie wychodzą do pracy i tak naprawdę nie wiedzą, czy tego dnia wrócą do rodziny. Sytuacja jest tak dynamiczna, że z godziny na godzinę są zamykane kolejne oddziały, kolejni pracownicy zostają objęci kwarantanną, kolejni medycy dowiadują się o pozytywnym wyniku swoich testów na obecność wirusa i znajdują się w śmiertelnym zagrożeniu. Dlatego mam nadzieję, że po tej całej sytuacji społeczeństwo zmieni swój stosunek do lekarzy, pielęgniarek, ratowników medycznych i innych pracowników służby zdrowia, którzy obecnie są na pierwszej linii frontu walki z COVID-19. Mam również nadzieję, że osoby z ruchów antyczepionkowych zobaczą, że lekarze nie są bezwzględnymi współpracownikami firm farmaceutycznych, a w szpitalach nie zadzieje się im krzywda. Liczę na odwrót tych ludzi od środowisk piorących im mózgi i zaufanie prawdziwej służbie zdrowia. Niech tak się stanie.

czwartek, 26 marca 2020

Siedem ciekawych seriali na czas kwarantanny

Znalezione obrazy dla zapytania: netflix

Kwarantanna społeczna to idealny czas na rozwijanie talentów, uczenie się nowych rzeczy czy nadrabianie zaległości w tym, czym nie możemy się zająć w codziennym pędzie. Oczywiście między tymi wszystkimi produktywnymi aktywnościami musi znaleźć się także czas na odpoczynek, który może nam umilić platforma Netflix. 

W związku z tym, że coraz częściej widzę w social mediach pytania typu “Co polecacie obejrzeć na Netflixie?”, przygotowałem dla Was listę siedmiu naprawdę ciekawych seriali, które oglądam lub obejrzałem w przeszłości i mogę Wam je z czystym sumieniem polecić.

Znalezione obrazy dla zapytania: friends

Przyjaciele 

Niespełna miesiąc temu postanowiłem, że zacznę oglądać ten kultowy serial, gdyż bardzo chciałem zrozumieć jego fenomen. Bardzo intrygujące było dla mnie to, że mimo upływu lat jest to ciągle tak bardzo popularna produkcja, że inspirowane nią są kawiarnie czy współczesne imprezy sylwestrowe. Muszę przyznać, że przekonałem się do tego serialu już w pierwszym odcinku i bardzo szybko dołączyłem do ogromnej rzeszy fanów Rachel i spółki. Największy plus “Przyjaciół” to humor wpleciony w historię głównych bohaterów, który naprawdę potrafi rozśmieszyć do łez. Jeśli chcecie miło spędzić wieczór i przy okazji się pośmiać, to polecam odpalić serial “Friends”.

Znalezione obrazy dla zapytania: suits tv

W garniturach 

Oczywiście obejrzałem ten serial gdy byłem na studiach prawniczych, ale nadal polecam go także wszystkim, którzy prawem w ogóle się nie interesują. Serial opowiada o przygodach prawników z pewnej nowojorskiej kancelarii, dzięki czemu widzowie zainteresowani tą tematyką mogą zobaczyć jak funkcjonuje system prawny “common law” i czym różni się od naszego systemu prawa stanowionego. Jednak to nie wszystko, gdyż serial jest pełen intryg i ciekawych wątków, które potrafią totalnie wciągnąć odbiorcę. Jeśli chcecie poczuć dreszczyk emocji i zobaczyć jak wygląda życie amerykańskich prawników, to serial ten będzie idealnym rozwiązaniem. Oczywiście produkcja ta nie ogranicza się tylko do kancelarii i sali sądowej, gdyż jest także pełna wątków miłosnych, finansowych i kryminalistycznych.

Znalezione obrazy dla zapytania: 1983

1983 

Pamiętam jak miesiącami czekałem na premierę tego serialu i po obejrzeniu byłem dumny z pierwszej polskiej oryginalnej produkcji Netflixa. Przedstawiona jest tam alternatywna rzeczywistość, w której nadal trwa zimna wojna, gdyż przez atak terrorystyczny ZSRR uchronił się przed upadkiem. Produkcja ta jest o tyle ciekawa, że pokazuje jak mogłoby wyglądać nasze codzienne życie, gdyby “żelazna kurtyna” faktycznie nie opadła. Dzięki temu oglądając “1983” trudno jest odejść od ekranu, a jedynym minusem tej produkcji jest liczba odcinków (tylko osiem). Jednak od dwóch lat żyję z nadzieją, że doczekamy się kontynuacji, gdyż akcja skończyła się bardzo tajemniczo i główne wątki nie zostały zakończone, a wręcz w końcówce pojawiły się całkiem nowe. Jeśli chcecie zobaczyć “co by było gdyby komuna trwała nadal”, to gorąco polecam “1983”.

Znalezione obrazy dla zapytania: messiah

Mesjasz 

“Mesjasz” to jedna z nowszych produkcji Netflixa, która już na samym początku wywołała wiele szumu ze względu na protesty niektórych środowisk, domagających się wręcz wycofania jej z platformy. Nie rozumiem tego, gdyż serial ten mimo nazwy w żaden sposób nie obraża moich uczuć ewangelikalnego chrześcijanina. Jest to po prostu wymyślona rzeczywistość po pojawieniu się rzekomego mesjasza, który w swojej postaci łączy elementy chrześcijaństwa, islamu i judaizmu. Wystarczy przeczytać Biblię, by nie brać scenariusza tego serialu do siebie i widzieć w nim wyłącznie ciekawie skonstruowaną fikcję. “Mesjasz” to ciekawe połączenie wątków politycznych, religijnych i społecznych sprowadzonych do pełnego akcji i dynamiki scenariusza.

Znalezione obrazy dla zapytania: glee

Glee 

Kolejny klasyk małego ekranu na tej liście. Serial ten z pewnością przypadnie do gustu wszystkim tym, którzy oprócz oglądania lubią także przy okazji coś posłuchać. “Glee” to serial musicalowy, który koncentruje się na przygodach przyjaciół śpiewających w szkolnym chórze. Jest to produkcja przyjemna do oglądania (i słuchania), ale bardziej urzekła mnie tym, że niesie za sobą naprawdę mocny przekaz. Krytycy śmiało przyznają, że “Glee” może pomóc odbiorcom zaakceptować samych siebie, co jest dużym problemem dla młodych ludzi. Dzięki temu podczas oglądania “Glee” można posłuchać muzyki, pośmiać się ale także kontemplować nad problemami tam poruszonymi.

Znalezione obrazy dla zapytania: how i met your mother

Jak poznałem Waszą matkę 

Mam ogromny sentyment do tego serialu i bardzo ucieszyłem się jak zobaczyłem, że jest dostępny na Netflixie. Z chęcią kiedyś do niego wrócę, gdyż nie oglądałem go od szkoły średniej. W sumie produkcja ta przypomina mi trochę “Przyjaciół”, gdyż również jest pełna humoru i jej akcja rozgrywa się w Nowym Jorku. Jednak ciekawe w tym serialu jest to, że jest zbiorem retrospekcji, które tworzą “odwróconą historię miłosną”. Jeśli chcecie miło spędzić wieczór i przy okazji się pośmiać, to polecam sięgnąć po “Jak poznałem Waszą matkę”.

Znalezione obrazy dla zapytania: dead to me netflix

Już nie żyjesz 

Tytuł ten może wydawać się Wam dosyć tajemniczy, gdyż o tej produkcji nie było jakoś specjalnie głośno, ale “Już nie żyjesz” to bardzo ciekawy i krótki serial, który można obejrzeć w całości podczas jednego leniwego dnia. Serial ten opowiada historię dwóch młodych kobiet, które muszą sobie poradzić z wdowieństwem i dzięki temu zaprzyjaźniają się - wydaje się proste i nudne. Jednak kolejne odcinki sprawiają, że historia ta nie jest wcale taka prosta i pojawiają się naprawdę ciekawe intrygi. Poza tym produkcja ta jest wypełniona inteligentnym humorem, dzięki czemu ogląda się to jeszcze przyjemniej.

środa, 2 stycznia 2019

Przemoc nie liczy sobie ciosów


Znalezione obrazy dla zapytania family violence

Nowy rok to często czas wchodzenia w życie ustawodawczych absurdów. Tym razem jednak przepisy (dzięki Bogu!) nie weszły w życie, ale w sylwestra pojawił się jej projekt. Chodzi o projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, który według zamierzeń ma zacząć obowiązywać od przyszłego roku. Wersja ta zatrważa mnie jako przyszłego prawnika, ale także jako zwykłego człowieka, który brzydzi się przemocą.

Jeden raz to nie przemoc?!
Nowelizacja definiuje osobę doznającą przemocy domowej, jako osobę ''której prawa lub dobra osobiste zostały naruszone przez POWTARZAJĄCE SIĘ umyślne działanie lub zaniechanie, w szczególności narażające tę osobę na niebezpieczeństwo utraty życia lub uszczerbek na zdrowiu dokonane przez osobę najbliższą albo inną osobę wspólnie z nią zamieszkującą i gospodarującą''. Gdy przeczytałem ten przepis to automatycznie nasunął mi się na usta zwrot, którego ze względu na kulturę nie przytoczę. Według najprostszej wykładni prawa, jeśli ktoś zostanie skatowany przez najbliższą osobę, to nie staje się ofiarą przemocy domowej. Kim więc się wtedy staje? Jednorazowym workiem treningowym? Obiektem wyładowania jednorazowej frustracji? Hmm. Może w związku z tym znowelizujmy Kodeks Karny i najbardziej znany artykuł 148 zapiszemy tak: '' Art 148 §1. Kto zabija człowieka POWTÓRNIE...''. Brzmi absurdalnie? Sens ten sam. Może na początku postępowania pytajmy złapanego gwałciciela: – ''Zgwałcił już Pan kogoś?''. – ''To mój pierwszy raz Panie antyperspirancie''.''W takim razie jest Pan wolny. Tylko proszę pamiętać, że jak złapiemy Pana jeszcze raz, to będzie słabo''. Wyobrażacie sobie taką sytuację? Ja też nie. Również nie wyobrażam sobie, że w Polsce prawo będzie przyzwalało na jakąkolwiek przemoc, nawet jednorazową.

To tak: hamburger, frytki i duża cola zapisałem. Może Niebieska Karta do tego?
Kolejna absurdalna zmiana dotyczy Niebieskiej Karty. Według nowelizacji zakładanie takiej karty byłoby możliwe wyłącznie za zgodą osoby pokrzywdzonej. Na domiar złego sprawca przemocy ma być o takim fakcie informowany. Wyobrażacie sobie piekło jakie zgotuje osobie zgłaszającej sprawca, po tym jak się dowie? Rząd chciał zwiększyć liczbę urodzeń, a tym zapisem mógłby zwiększyć liczbę zgonów. Kolejna scenka by wyobrazić sobie skalę głupoty. Sala szpitalna, na łóżku leży skatowana/y/o kobieta/mężczyzna/dziecko. – ''Dzień dobry. Dobrze, że rany się goją. Mamy pytanie. Zakładamy Niebieską Kartę czy woli Pan/Pani rozwiązać swoje problemy w cieple domowego ogniska?'' Niestety tak wygląda podejście osób pracujących nad projektem tej nowelizacji wobec poważnego problemu jakim jest bez wątpienia przemoc domowa. Rząd rozgłasza swoją prorodzinną politykę i jednocześnie stwarza idealne środowisko do rozwoju patologicznego społeczeństwa. Ofiara przemocy domowej powinna być przez państwo chroniona, a nie wystawiana na śmierć.

Przemoc nie ma płci
Zawsze gdy będę poruszał temat przemocy, to będę kładł nacisk na to, że przemoc nie ma płci. Często przemoc, a zwłaszcza ta domowa jest niesłusznie kojarzoną z mężczyzną. Zapamiętajmy raz na zawsze, że przemocy nie możemy łączyć wyłącznie z jedną płcią. Tak samo jak przez wiele lat alkoholizm był jednym z atrybutów mężczyzn, a badania naukowe coraz częściej podkreślają, że to kobiety są bardziej podatne na to uzależnienie. Raz na zawsze wyrzućmy z głowy stereotyp mężczyzny, który po drodze z pracy zahacza o bar i wracając do domu urządzą swojej rodzinie gehennę. Coraz częściej to właśnie mężczyzna jest ofiarą swojej ukochanej. Wiele mężczyzn cierpi w ciszy, bojąc się przyznać do własnej słabości. Nie wierzycie? Zajrzyjcie do policyjnych statystyk.

Rząd się wycofał, lecz niesmak pozostał
Dziś premier Mateusz Morawiecki wycofał projekt ustawy i tym samym wróci on do pomysłodawców. Mam nadzieję, że ludzie za niego odpowiedzialni dojdą do pewnych refleksji i wszystkie kuriozalne przepisy zostaną zmienione. Mimo wszystko całą sytuację można porównać do wdepnięcia w psią kupę. Rząd wdepnął w nią z animuszem i cofnął krok, ale kupa na podeszwie i tak została. Tak samo został niesmak po zapoznaniu się z projektem ustawy, który trafił do internetu, a z niego przecież nigdy nic nie znika.

Widzisz? Reaguj!
Ważna w tym aspekcie jest także nasza reakcja na zjawisko przemocy domowej. Jeśli widzisz widoczne znaki albo podejrzewasz, że występuje to reaguj! Naprawdę możesz uratować komuś życie. Często nawet spojrzenie takich osób woła o pomoc. Jesteś ofiarą przemocy domowej? Ratuj się! Partner Cię bije? Dziewczyno. Jesteś piękna i zasługujesz na kogoś, kto będzie Cię na rękach nosił! Nie możemy się godzić na przemoc, bo każde ''przymknięcie oka'' daje przyzwolenie na kolejne akty przemocy. Alkohol, stres w pracy, kryzys w związku czy inne wymówki nie mogą być usprawiedliwieniem dla przemocy. Od przemocy należy uciekać, z przemocą należy walczyć i przede wszystkim przemocy należy zapobiegać. Pamiętajmy, że przemoc to przemoc, bez znaczenia czy zdarzyła się pierwszy czy setny raz!

sobota, 8 września 2018

Próg, w którym można się zakochać


Praga – stolica naszych południowych sąsiadów i jedna z perełek wśród europejskich miast. Tak się złożyło, że swój wakacyjny urlop postanowiłem spędzić właśnie w mieście nad Wełtawą i okazało się, że to był najlepszy z możliwych wyborów. Mimo, że ten blog nie jest blogiem podróżniczym i nigdy wcześniej nie opisywałem swoich wyjazdów (prócz tygodnia w Stambule opisanego dla redakcji Media i Młodzież), to podzielę się z Wami przeżyciami oraz przedstawię praskie ''must see''.

Zacznijmy od tego, że był do dla mnie wyjazd wyjątkowy, gdyż pierwszy raz wyjechałem za granicę sam. Zawsze wyjeżdżałem albo na wymiany międzynarodowe albo z grupą przyjaciół, więc można powiedzieć, że był to dla mnie dziewiczy wyjazd, nieważne jak dziwnie to nie zabrzmi :). Czy było strasznie? Nie. Śmiem nawet stwierdzić, że jest to najlepsza forma podróżowania, a towarzystwa brakowało mi jedynie podczas posiłków. Dzięki tej samotności mogłem sam wyznaczyć sobie twarde zasady, które pozwoliły mi na zobaczenie wszystkiego, co zaplanowałem (pierwszy raz się to udało!). Budzik dzwonił o siódmej, później półgodzinny prysznic z poranną toaletą, godzina spędzona na śniadaniu i popijaniu kawki w hotelowej jadalni i w miasto! Nikt nie namawiał do dłuższego wylegiwania w łóżku. Nikt nie narzekał, że jest głodny. Nikt nie był zmęczony (a ostatniego dnia przeszedłem około dwudziestu kilometrów pieszo – dla mnie raj!). Dzięki tej dyscyplinie mogłem zobaczyć wszystkie punkty absolutnego ''must see'', które dla Was przygotowałem.

1. Wzgórze Wyszehrad

Zacznę od wzgórza, na którym według legend zaczęła się historia Czech. To właśnie tam w zamku mieszkała wnuczka legendarnego Czecha (tak, tego do Lecha i Rusa), czyli Libusza. Pewnej nocy miała sen, w którym dostała wskazówkę, iż należy znaleźć w pobliskich lasach człowieka, który ciosa próg do swojego domu i w tym miejscu wznieść nowe miasto. Tak właśnie powstała Praga, która z w języku czeskim oznacza po prostu ''próg'' (stąd próg w tytule artykułu). Tyle z historii. Obecnie po zamku nie ma śladu, ale są za to piękne fortyfikacje, gdyż w kolejnych stuleciach wzgórze stało się twierdzą obronną oraz klimatyczny miejski park. Spacer po fortyfikacjach to świetna forma aktywnego wypoczynku, gdyż można przemierzyć duże odległości napawając się pięknymi widokami. Dodatkowo obserwując miasto z tej perspektywy, można poczuć się jak słowiańscy wojowie, którzy zamieszkiwali ten teren w XI wieku i z tej perspektywy patrzyli na krainę po drugiej stronie Wełtawy. Na wzgórzu możemy również zobaczyć piękny kościół oraz cmentarz, na którym spoczywają najwybitniejsi Czesi.

Kościół św. Piotra i Pawła


Fragment fortyfikacji i widok na miasto

Jeden z grobowców na cmentarzu sławnych Czechów

2. Hradczany

Przyznam, że nie mogłem doczekać się zwiedzenia królewskiej dzielnicy. Na początku mojej zamkowej wyprawy myślałem, że zabłądziłem, gdyż wysiadłem na stacji metra – Hradcanska, a tam ulica przypominająca raczej obwodnicę Trójmiasta niż część kompleksu zamkowego. Jednak po kilometrze spaceru, w końcu zza budynku Ministerstwa Obrony Narodowej wyłoniła się katedra Świętego Wita. Najpierw na każdego zwiedzającego czeka kontrola przeprowadzana przez sympatycznego żołnierza. Skąd wiem, że sympatycznego? Zabierając swoją torbę ze stolika, zahaczyłem i niemal wywróciłem na niego żelazny stół, a ten zareagował jedynie życzliwym śmiechem :-). Po wejściu od strony metra Hradcanska zwiedzanie zaczyna się od pięknych ogrodów, które czarowały swoim wyglądem mimo końcówki lata. Później przez bramę można wejść na dziedziniec największego zamku na świecie. Przy bramie spotykamy wartujących żołnierzy, którzy wymieniają się co godzinę. Ja miałem to szczęście, że byłem na zamku w okolicach południa, więc o 12 widziałem najbardziej uroczystą zmianę warty. Sam dziedziniec przypominał mi bardzo krakowski Wawel, a duże wrażenie zrobiła budowana przez sześć stuleci katedra Św. Wita. Po drugiej stronie zamku na zwiedzających czekają kolejne ogrody oraz zapierająca dech w piersiach panorama Pragi. Na Hradczanach możemy zobaczyć też m.in. Belweder królowej Anny, Pałac Schwarzenbergów czy Złotą Uliczkę, na której według legend alchemicy wytwarzali złoto.

Warta honorowa przed bramą do zamku

Katedra św. Wita

3. Rynek staromiejski

Rynek to najbardziej reprezentacyjny plac miasta. Na samym środku znajduje się pomnik bohatera narodowego – Jana Husa, który spłonął na stosie śpiewając ''Kyrie elejson'' za to, że był prekursorem protestantyzmu. Czeski bohater patrzy dumnie w stronę klimatycznego ratusza, na którym znajduje się słynny zegar astronomiczny ''Orloj'', który działa od XV wieku, co czyni go najdłużej działającym zegarem astronomicznym. Niestety trafiłem na okres prac konserwatorskich, więc jedną z głównych atrakcji starego miasta mogłem oglądać jedynie przez prześwitujący materiał. Na starym mieście znajduje się także najstarszy w tej części Europy uniwersytet, czyli Carolinum, pod którym tekturowa wersja Karola IV zachęca do zrobienia sobie z nim zdjęcia (z czego oczywiście chętnie skorzystałem). Największe wrażenie w tej części miasta zrobiły na mnie jednak wąskie i kręte uliczki, po których spacerowałem i błądziłem, napawając się ich wyjątkowym klimatem.

Jan Hus patrzący na miasto, które skazało go na śmierć na stosie

Zasłonięty zegar astronomiczny

Ratusz staromiejski

4. Most Karola

Zdecydowanie najsławniejsza i najbardziej pocztówkowa atrakcja Pragi. Most ma ponad pół kilometra długości i prawie dziesięć metrów szerokości, co sprawia, że jest to najstarszy zachowany most kamienny o tej rozpiętości przęseł. Spacerując po moście jesteśmy obserwowani przez trzydzieści figur świętych, a jednym z nich jest Św. Jan Nepomucen, który w tym miejscu został na rozkaz króla wrzucony do rzeki. Most uważany jest także za jedno z najbardziej romantycznych miejsc Europy i muszę przyznać, że randka ze samym sobą była na nim jak najbardziej udana ;-). Najlepszą porą na spacer po moście Karola jest zdecydowanie zachód słońca i zmrok, gdyż wtedy miasto wygląda najlepiej, a obserwujące figury świętych nadają przechadzce wyjątkowy klimat. Oczywiście polecane jest zwiedzanie mostu wczesnym rankiem lub późną nocą, gdyż nie jest wtedy oblegany przez rzeszę turystów, jednak muszę przyznać, że na początku września nawet w godzinach szczytu było dość spokojnie. Jedyną ''stłuczkę'' miałem z małym Azjatą, który ze swoim równie małym aparacikiem biegał od świętego do świętego i robił zdjęcia nie zwracając uwagi na otaczający go świat.

Widok z mostu na Hradczany

Krucyfiks w środkowej części mostu

Niezatłoczony most - rzadki widok

5. Vaclavak

Plac Wacława jest główną arterią praską, która tętni życiem i w dzień i w nocy. To właśnie w tym miejscu w 1989 roku rozpoczęła się aksamitna rewolucja, która doprowadziła do obalenia systemu demokracji ludowej oraz uwolniła Czechosłowację od komunizmu. Obecna nazwa placu pochodzi od znajdującego się na nim pomnika świętego Wacława, który z konia obserwuje tętniącą życiem okolice. Za pomnikiem rozciąga się imponujący gmach Muzeum Narodowego, które mieści obecnie ponad 14 milionów pozycji z zakresu historii naturalnej czy sztuki. Vaclavak jest znany nie tylko jako miejsce ważnych przemian, ale także jako dzielnica czerwonych latarni, gdyż liczba miejsc świadczenia usług erotycznych jest ponadprzeciętna. W związku z tym na placu Wacława można nacieszyć i duszę i ciało ;-).

Święty Wacław patrzący na plac

Vaclavak

6. Mala Strana

Zdecydowanie moja ulubiona część Pragi, gdyż ta urokliwa dzielnica pełna jest przepięknych domów, pałaców i kościołów prezentujących różnorakie style architektoniczne, ale przede wszystkim urzekły mnie oczywiście malownicze uliczki, często biegnące stromo pod górę. Nie będę się więcej rozpisywał o jej pięknie, gdyż lepiej oddadzą je poniższe zdjęcia.

Widok na dzielnicę z zamkowych ogrodów

Ambasada Polski

Jedna z klimatycznych uliczek

Potężny kościół św. Mikołaja


7. Ściana Lennona

Wśród urokliwych uliczek Malej Strany znajduję się wyjątkowa ściana, na której młodzi Czesi pisali skargi na komunistyczne władze. Inspirowali się oni osobą Johna Lennona i twórczością The Beatles. Oczywiście komunistyczne władze robiły wszystko, by ugasić zapał młodych ludzi, co doprowadziło nawet do starć w okolicach Mostu Karola. Wielokrotnie ściana była zamalowywana farbą, ale za każdym razem niemal natychmiast pokrywała się kwiatami, tekstami Beatlesów czy poezją . Dziś ściana jest symbolem miłości i pokoju oraz miejscem wyjątkowym, w którym można zatrzymać się i pomyśleć o tym, jak bardzo ważnymi i ponadczasowymi wartościami są właśnie miłość i pokój. Było to jedno z miejsc w Pradze, które doprowadziło mnie do wewnętrznego wzruszenia i głębszej kontemplacji.

Ściana pokryta jest kilkoma warstwami pokojowego graffiti

Muzyk wykonujący utwory The Beatles

Portret Johna Lennona umieszczony na ścianie

8. Josefov

Josefov to żydowska dzielnica Pragi, która była gettem podczas II Wojny Światowej. Jest to mały kwartał, na którym przetrwało wiele pięknych zabytków i śladów kultury żydowskiej. Wszystko to dzięki … Adolfowi Hitlerowi, który wymyślił sobie, że ta dzielnica będzie muzeum wymarłej rasy. Na terenie dzielnicy znajduje się sześć ciekawych i różniących się od siebie synagog, a najbardziej urzekła mnie Synagoga Maisela, która reprezentuje styl pseudogotycki. ''Atrakcją'' turystyczną tej części miasta jest także najstarszy w Europie kirkut, czyli cmentarz żydowski, na którym najstarszy nagrobek pochodzi z 1439 roku, a liczba pochowanych to około 80 tysięcy (robi wrażenie, zwłaszcza, że to mały obszar, ale za to składa się z aż 12 warstw cmentarnych).

Sala Obrzędowa - tu przygotowywano zmarłych do pochówku

Synagoga Maisela

9. Praskie Jezulatko

Mimo, że w Pradze jest wiele pięknych budowli sakralnych, to jeden z kościołów jest wyjątkowy. Mowa o kościele Najświętszej Maryi Panny Zwycięskiej, który znajduje się wśród klimatycznych uliczek Malej Strany. Nie chodzi o samą budowlę, lecz o ukryty we wnętrzu świątyni, otoczony od wieków powszechnym kultem skarb – figurkę Praskiego Dzieciątka Jezus. Woskowa figurka przedstawia około trzyletnie dziecko, ubrane w białą koszulkę, spod której widać bose stópki. Dzieciątko jest wymodelowane z ogromną starannością i naprawdę potrafi wzbudzić zachwyt. W jednej rączce trzyma jabłko królewskie, a drugą błogosławi odwiedzających. Jest to miejsce kultu chrześcijan, które z pewnością spodoba się także wyznawcom innych religii czy ateistom, ze względu na bogatą barokową oprawę.

Barokowa oprawa kościoła

Praskie Dzieciątko Jezus

10. Wzgórze Petrin

Na mierzące 327 metrów wzgórze można dostać się na dwa sposoby. Pierwszy z nich to kolejka linowa, która znajduje się w pobliżu mostu Legii i dowozi turystów na sam szczyt. Drugi sposób to ponad pięciokilometrowy spacer krętymi alejkami rozpoczynający się na Moście Karola. Oczywiście wybrałem drugą opcję i ochoczo przemierzyłem cały dystans wręcz wspinając się po stromych alejkach (nogi bolały aż miło!). Jednak widok, który czeka na strudzonego wędrowca na górze, z pewnością rekompensuje cały wysiłek. Po wejściu po 209 schodach wieży, która jest pięć razy mniejszą kopią wieży Eiffela, czekał na mnie widok zapierający dech w piersiach. Trafiłem na piękną pogodę, więc nie tylko widziałem całą Pragę, ale także według tego co mówili ludzie – całe Czechy. Niektórzy dostrzegali Hradec Kralove, Pilzno czy polskie góry. Ja osobiście owszem, widziałem w oddali góry, ale co do Hradec Kralove i Pilzna – zaufałem miejscowym.

Widok na stare miasto

W oddali widać inne czeskie miasta

BONUS – dzielnica Holesovice z Pałacem Przemysłowym i parkiem Stromovka

Do zestawienia pozwolę sobie dołożyć pewien bonus, który zobaczyłem, dzięki temu, że mieszkałem w hotelu w dzielnicy Holesovice. Sama dzielnica jest bardzo ładna, gdyż zabudowana jest głównie klimatycznymi kamienicami. Wśród nich wyróżnia się secesyjna perełka, czyli Pałac Przemysłowy, który znany jest głównie z tego, że odbywały się w nim zjazdy komunistycznej partii Czechosłowacji. Jedna z ogromnych hal jest otwarta do ogólnego użytku mieszkańców i akurat jak tam byłem to odbywało się jakieś spotkanie. Pozostała część pałacu jest remontowana i niedostępna dla odwiedzających. Jednak korzystając z okazji, że zapadał zmrok, a robotnicy mieli akurat przerwę – ''prześliznąłem się'' do strefy ''staff only'' i zajrzałem do każdego pomieszczenia, wyobrażając sobie jak spędzali tam czas komunistyczni włodarze. Tuż obok pałacu znajduje się park Stromovka, który jest największym obszarem zielonym w stoli Czech. Jeśli ktoś wypoczywający w Pradze chce się zresetować, odpocząć od miejskiego zgiełku i pospacerować niezliczoną ilością ścieżek, wśród fontann i stawów – gorąco polecam. Dodatkowo Holesovice słyną z ogromnej ilości klimatycznych restauracji oraz knajp, w których wieczorem mogłem zrelaksować się z kuflem pysznego czeskiego piwa i zjeść treściwy posiłek. Czeska kuchnia przypadła mi do gustu, gdyż jest podobna do kuchni niemieckiej. Moje serce skradł gulasz piwny podawany z kulkami z ciasta oraz stary bohemiański gulasz podawany w chlebie.

Klimatyczne skrzyżowanie w dzielnicy Holesovice

Park Stromovka

Pałac Przemysłowy

Reasumując polecam Wam gorąco wyjazd do Pragi, gdyż jest blisko, tanio i pięknie. W stolicy Czech czeka na nas wiele zabytków i wyjątkowych miejsc, wśród których każdy znajdzie coś dla siebie. Jest to idealne miejsce do aktywnego wypoczynku, licznych spacerów i zachwytów pięknem architektury. Praga to prawdziwa perełka historyczna, kulturalna i architektoniczna.