wtorek, 23 maja 2017

Ja pierdOpole



Nie przestaje kręcić się karuzela absurdu wokół Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, a raczej w szczerym polu, gdyż dziś nie wiemy nawet, gdzie festiwal się odbędzie. Zaczęło się od ''wykluczenia'' jednej z gwiazd, a skończyło się na bojkocie, farmazonach i zmianie najważniejszego polskiego festiwalu w polityczną szopkę. Wina leży oczywiście po obu stronach.

Wszystko zaczęło się od zablokowania występu Kayah w koncercie z okazji jubileuszu Maryli Rodowicz przez Telewizję Polską oraz usunięcie z festiwalu zespołu Dr Misio. Decyzja włodarzy TVP wywołała niemałe poruszenie w środowisku artystycznym, które zamieniło się w bojkot. Zaczęło się od Kasi Nosowskiej, która jako pierwsza poinformowała, że w tym roku w Opolu się nie pojawi. Później dołączyły do niej takie gwiazdy polskiej sceny muzycznej jak Michał Szpak, Andrzej Piaseczny czy Margaret. Również w geście protestu, z prowadzenia koncertów zrezygnowała Tatiana Okupnik oraz znany z komentowania Eurowizji Artur Orzech, a dołączył do nich reżyser spektakli Konrad Smuga. W pewnym momencie przeglądając Facebooka, miałem zasypaną całą tablicę rezygnacjami kolejnych gwiazd. Po co? Skończyło się na tym, że sfrustrowany prezydent Opola zerwał umowę z TVP i okazało się, że pierwszy raz od 1963 roku festiwal nie odbędzie się w tym mieście.

Oczywiście nie powinna mieć miejsca sytuacja, że telewizja publiczna blokuje występ jakiegokolwiek zaproszonego artysty. Jest to incydent niedopuszczalny w demokratycznym państwie, przejaw reżimu i cenzury. Czym zawiniła sobie Kayah? Tym, że występuje na marszach KOD-u? W takim razie może powinniśmy zdjąć z anteny serial Rodzinka.pl, gdyż przecież Tomasz Karolak angażował się w komitecie wyborczym Bronisława Komorowskiego? Paranoja. Taka sytuacja nie powinna mieć miejsca, gdyż każdy artysta ma prawo do wolności słowa i własnych przekonań. Znaczy tak myślałem, bo widocznie w telewizji publicznej jest inaczej.

Wina leży także po stronie artystów. Rozumiem solidarność z Kayah i bojkot w ważnej sprawie, lecz nie kosztem najważniejszego festiwalu w naszym kraju. Mogła zrezygnować Kasia Nosowska, mógł zrezygnować ktoś jeszcze w geście protestu, ale niepotrzebnie nakręcono całą medialną szopkę. Zaczęli rezygnować wykonawcy, który nawet nie byli brani pod uwagę przy organizacji festiwalu... Oczywiście nie ma to jak wybić się z cienia podczas afery w ''szołbiznesie''. Niestety kosztem tego jest to, że pierwszy raz od 1983 roku festiwal nie odbędzie się w Opolu. Tak, to właśnie w czasie stanu wojennego festiwal się nie odbywał... Świadczy to oczywiście wiele o obecnej sytuacji i reżimowym podejściu telewizji zarządzanej przez Jacka Kurskiego. Jednak artyści nie powinni uprawiać polityki, lecz powinni stanąć ponad podziałami i pokazać, że muzyka ma większą wartość niż systemowe gierki. Wspaniałe show w Opolu byłoby lepszym ''pstryczkiem w nos'' dla TVP niż odpuszczenie i zniszczenie pięknej tradycji festiwalu w Amfiteatrze 1000-lecia.

czwartek, 18 maja 2017

Studenci wcale nie muszą się prostytuować


W ostatnim czasie Internet obiegają informacje o popularności utrzymywania się przez studentów poprzez prostytucję. Według Newsweeka nawet 20% studentów utrzymuje się w ten sposób. Coraz popularniejszy staje się portal sexstudent.pl, gdzie towarem jest ludzkie ciało. Co wywołało ten nagły trend? Naprawdę trudna sytuacja czy po prostu pójście na łatwiznę?

''Studentka szuka mecenasa''
Liczba ogłoszeń na portalu sexstudent.pl cały czas rośnie, a młodzi ludzie coraz chętniej wyceniają swoje ciało. Spójrzmy na przykładowe ogłoszenie studentki szukającej sponsora. ''Kompanka rozmów przy lampce wina, bystry umysł, ale również prosta, sympatyczna dziewczyna''. Zaczyna się niewinnie, a umysł na tyle bystry, by wycenić jeden dzień swoich usług na 800 zł. Spójrzmy dalej. ''Od wielu lat staram się być postrzeganą jako osoba z klasą i obyciem''. Co to za klasa i obycie jak jeden dzień łajdaczenia kosztuje 800 a miesiąc doznań 3000 złotych? ''Podróżuję, czytam, studiuję kierunek techniczny i nie boję się nowych wyznań. Chciałabym zawrzeć relację wyjątkową, abyśmy wyczekiwali każdego spotkania i cieszyli się swoim towarzystwem''. Tak reklamuje się 22-letnia studentka ze śląska, która swoje ciało wyceniła dość tanio. Jej koleżanki z portalu potrafią wycenić miesiąc swojego towarzystwa nawet na dziesięć tysięcy złotych. Oczywiście chętnych na młode i potrzebujące nie brakuje. Zerknijmy więc do kategorii sponsorów. Pewien 45-latek z wielkopolski oferuje 500 złotych za jednorazowe spotkanie i 1500 złotych za miesięczny układ. Dość ubogo jak na wymagania ''przedsiębiorczych studentek''. W jego opisie możemy wyczytać, że szuka ''wesołej beztroskiej inteligentnej bezpruderyjnej osóbki''. Zawiedzie go chyba fakt, że raczej inteligentnej tam nie znajdzie. Pocieszyć się może jednak prawdą, że tanich i chętnych na bezpruderyjność jest coraz więcej. Portal rozwija się w najlepsze, a medialny szum może zachęcać kolejnych studentów do sprzedaży samych siebie. Niestety.

Pójście na łatwiznę
Moją pierwszą myślą po tym, jak dowiedziałem się o całym procederze było: ''jak oni mogą iść na taką obrzydliwą łatwiznę?!''. Sam mam 21 lat i w październiku rozpocząłem przygodę na studiach. Nigdy jednak nie myślałem o tym, że w zdobywaniu dyplomu może mi towarzyszyć taki biznes. Od początku moim celem było osiągnięcie samodzielności finansowej, gdyż czułem taką wewnętrzną potrzebę. Udało się. Od rodziców biorę drobne kwoty, nie dostaję żadnych ''socjali'' (jestem kapitalistą) ani nawet nie zaciągnąłem kredytu studenckiego. ''Jak to możliwe?!'' - pomyślała Karyna wyceniająca właśnie swoje ciało na 500 złotych netto. PRACUJĘ, po prostu pracuję. Dzięki temu mam pieniądze na opłacenie mieszkania, prywatnej uczelni i żyję na dobrym poziomie. Nawet nie martwię się o to, że nie będę miał pieniędzy na wyjście do nieco droższej restauracji, seans w kinie czy prezent dla dziewczyny. Mogę sobie pozwalać na takie przyjemności bez wystawiania swojej seksualności na sprzedaż. Wystarczy się zaprzeć, wziąć sprawy w swoje ręce i pójść do pracy. Praca naprawdę czeka na studentów, wystarczy sprawdzić ogłoszenia. Czekaj. Studiujesz dziennie i jesteś tak bardzo zmęczony tymi wykładami?! To nie wymówka. Znów pozwolę użyć siebie jako przykładu. Studiuję dziennie, pracuję do pięciu dni w tygodniu, robię mnóstwo rzeczy pro-bono, spełniam się i zawsze mam wolny weekend. Da się?! Oczywiście, że się da. Wystarczy chcieć, dobrze zorganizować swoje życie i podjąć wyzwania dnia dzisiejszego. Nie warto rzucać rękawic na ziemię, wystawić białą flagę i czekać aż jakiś mecenas będzie miał ochotę na ''analną dewastację za 1000 złotych''. Nie warto w życiu iść na łatwiznę.

Szanujcie się
Jaką matką będzie kobieta, która kilka lat wcześniej za pieniądze stawała się seksualną zabawką? Jaką nauczycielką będzie kobieta, która dyplom zdobyła dzięki hojności napalonych sponsorów? Jakim mężem będzie mężczyzna, który na studiach nie miał skrupułów przed wypinaniem się przed bogatymi ''mecenasami''? Jakim człowiekiem będzie jednostka, która wystawiła siebie na sprzedaż? Szanujcie samych siebie, gdyż gdy sami siebie szanować nie będziecie, to i nikt inny Was nie uszanuje. Szanujcie się, gdyż ze szmaty już jedwabiu nie zrobicie.